Niektórych moich znajomych dziwi moja miłość do mojego miasta. Wierzcie mi, gdyby były koszulki "I love Radom" byłabym pierwsza w kolejce po jedną z nich. Gdy potrzebuję książek na zajęcia, a w Warszawie był tylko jeden egzemplarz i jest od dawna wypożyczony, na pewno znajdę je w Radomiu. Z mojej lekko już zadupiastej dzielnicy do centrum dojadę w 15 minut a nie w godzinę. Większość z moich ciuchów jest z radomskich sklepów i lumpów i nawet już moja koleżanka twierdzi, że chyba zacznie jeździć na zakupy do Radomia. A, bo w Radomiu jest jeszcze w dodatku taniej. Dużo taniej. Tu jeżdżę sobie pustymi autobusami, w których w dodatku nie spotykam wszelkich dziwaków (a o moich tendencjach do spotykania wszystkich napastujących/agitujących/zboczonych też już pisałam).
I chętnie bym tu została i tu studiowała gdybym miała co. Radom choć dość duży nie jest specjalnie zatłoczony. Do czasu i okoliczności. A mianowicie- w piątek pewien radomski przybytek wszystkich zakupoholików, ogłosił nocną wyprzedaż. I właśnie dopiero na tej wyprzedaży zobaczyłam ile ludzi mieszka w Radomiu. Tu użyłabym brzydkiego zwrotu ale chociaż w internecie poudaję, że takich słów nie używam. Weszłam i chciałam wyjść. Do kasy się dojść nie da, o przymierzalniach można pomarzyć. Jeśli ktoś myśli, że były takie fantastyczne okazje to się myli, bo 10% mniej do właściwie żadna okazja. I tak skończyło się zakupowe szaleństwo. Nigdy więcej. A jeśli jeszcze kiedyś wpadnie mi do głowy, by zamiast spać włóczyć się po sklepach, to proszę mnie powstrzymać.
sukienka- new look
kurtka- radomski sh
kolczyki- radomski stragan
szalik- radomski nn
naszyjnik- radomskie diy