To chyba jeden z niewielu postów, w których świecę golizną. Wbrew temu, poprzez co ludzie trafiają na mój blog (dupa na ksero, striptiz na śniegu i przebój- goła ze zwichniętą nogą) chyba jednak więcej zakrywam niż odkrywam. Nastały jednak temperatury, które skłaniają do obnażania tego co zazwyczaj nieobnażone. Zastanawiam się też jakim cudem takie hasła kierowały ludzi do mnie. I dlaczego kogoś intrygowała "goła ze zwichniętą nogą".
Od porannych zdjęć stan mego lewego kolana się zmienił drastycznie za sprawą bramki w metrze. Jakoś nie wpadłam na to, że ja, moja torebka i torba z radomskimi gratami nie zmieścimy między tymi obrzydliwymi metalowymi belami. Co zaowocowało tym, że jedna z nich walnęła mnie w kolano. Oczywiście nie znalazł się żaden miły młodzieniec, który chciałby mi w związku z moją pierdołowatością i jej bolesnymi skutkami, pomóc z torbą. Poradziłam sobie sama.
Bardzo lubię taki luźny krój i chętnie kupiłabym taką sukienkę, tylko zupełnie luźną, żeby nie zatrzymywała się na biodrach a swobodnie sobie dyndała. Sama sobie uszyję. Ale po sesji.
Opaska służąca mi głównie w czasach warkoczykowych zawiązana została w sposób kojarzący mi się ze sprzątaczkami w amerykanskich serialach. Ale ja bardzo lubię sprzątać więc w pełni się identyfikuję. Już czekam na totalne sprzątanie gdy po sesji będę wracać na dłuższy czas do domu. Znów coś po sesji.
tunika- tally weijl
naszyjnik, sadały- h&m
spodenki- orsay
bransoletki- rossmann, pepco
kolczyki- stragan