Jakoś tak wyszło, że byłam w Pilznie 3 tygodnie a żadnego świadectwa mego pobytu, oprócz fotek na akademikowym korytarzu, nie ma. Podróż długa i męcząca, najpierw 2 godziny samochodem z Radomia do Warszawy, potem 11 godzin w pociągu relacji Warszawa Wschodnia- Praha hlavní nádraží z cudownym dwuipółgodzinnym postojem w Bohumínie, 2 godziny z Pragi do Pilzna, pół godziny w tramwajach i wreszcie ujrzałyśmy akademik. Stój, nie ujrzałyśmy, bo miał być a go nie było. Poszłam wypytać miejscowych i choć wszyscy stwierdzili, że są rodowitymi pilźnianinami to akademika jak nie było tak nie było. Aż w końcu okazało się, że zdjęcie na stronie uniwersytetu było przewalone i właściwie stoimy pod akademikiem tylko, że wygląda zupełnie inaczej.
Pilzno- bardzo ładne, spokojne, czyste i dobrze skomunikowane miasto. Z najwyższej wieży w Czechach, która stoi na pilzneńskim rynku rozciąga się taki o to widok na miasto.
W mieście jest wszystko czego potrzeba: kina, teatr, świetne, tanie knajpki, ZOO z japońskim ogrodem i parkiem dinozaurów, Techmania (coś w stylu Centrum Kopernika tylko bez kilometrowych kolejek), piwowar, który można dokładnie splądrować i spróbować tam niepasteryzowanego piwa, 13sto kilometrowe podziemia, lasy, parki, jeziorka i 4 rzeki. Ach, no i więzienie, w którym siedział Václav Havel, mieści się ono tuż koło Uniwersytetu, którego brać studencką przez te 3 tygodnie zasilałam i na początku nie widziałam co to. Więzienie jest bardzo ładne i grało też w filmie "Kajinek". Film polecam. Miasto zdecydowanie też. Tuż przy rynku mieści się najlepsza wegetariańska restauracja w jakiej do tej pory byłam. Codziennie pyszne, świeże i tanie jedzenie. W ogóle Pilzno pod względem kulinarnym zaspokajało moje potrzeby wyśmienicie. Ceny też bardzo przystępne zwłaszcza w w porównaniu do Pragi.
Praga- o Pradze pisałam już w zeszłym roku, ale postanowiłam zrobić notkę skondensowaną więc będzie raz jeszcze. Na co najmniej pięciu blogach czytałam już, że Praga to czyjeś tam ukochane miasto itd. Jasne, Praga jest piękna, ale zastanawiam się, czy osoby, które to piszą wyszły kiedyś poza ścisłe, historyczne centrum i zobaczyły to co mało kto widział. Ja w zeszłym roku codziennie jeździłam z jednego końca miasta na drugi i zdążyłam miasto dość dobrze poznać- bo z tak świetną komunikacją miejską jak tam, można szybko na drugi koniec się dostać nie marnując przy tym połowy dnia. W tym roku byłam w Pradze na jednodniowym wypadzie- bo z Pilzna blisko- i nie mogłam w niej wytrzymać. Gdyby komuś przyszło do głowy, jechać do Pragi w wakacje na weekend to niech ten pomysł sobie szybko wybije. Lepiej przyjechać poza sezonem, choć właściwie sezon w Pradze jest zawsze, ale poza tym największym letnim i okołosylwestrowym, bo wtedy turysta na turyście turystą pogania. Ceny w sezonie wywindowane w górę o 100%, plus w tym roku zauważyłam, że cena na produkcie często jest niższa od tej którą pokazuje kasa więc radzę uważać. Z praskich ciekawostek:
- na niektorych stacjach w metrze poręcz w jeździ szybciej niż schody, po chwili ręka jest dwa stopnie przed tobą
- schodząc do metra z walizkami i mówiąc w obcym języku jest ogromne pradopodobieństwo, że zaraz obok przypałętają się rewizorzy, często w garniakach wyglądający bardziej na agentów FBI niż na kontrolerów, którzy grzecznie sprawdzą bielty a gdy ktoś nie ma, wskażą drogę do automatów. Pełna kultura.
Kutná Hora- miasteczko tak piękne, że po przyjeździe tam zaczęłam rozglądać się za miłym młodzieńcem gotowym mnie poślubić bym mogła tam zamieszkać i codziennie oglądać te cudowne widoki.
W Kutnej Horze, można zejść do kopalni, która pochodzi z XVI wieku i dokładnie zobaczyć jak praca górników wtedy wyglądała. Odważnie zeszłam w dół, choć ostrzegano- będzie jedno miejsce o wysokości 120cm i jedno o szerokości 40cm. Trzymałam się przewodnika, bo przecież w razie katastrofy uratuje pierwszą osobę, którą będzie miał pod ręką. Mimo początkowej paniki było super. Choć powiem Wam, że ci biedni górnicy z XVI wieku mieli przesrane. Bardziej niż można to sobie wyobrazić.
Karlovy Vary- ociekające luksusem, tak nastawione na współczesną rosyjską magnaterię i innych bogaczy, że jak ktoś nie ma pełnego portfela to może sobie tam przyjechać najwyżej na spacer, są ładne kamieniczki i największa w Czechach kolonada. Albo po
Karlovarskie Oplatky.Mariánské Lázně- jeśli ktoś ma co najmniej 60 lat to będzie zachwycony. Zeszliśmy miasto w pół godziny i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, kolonada zaliczona, śpiewająca fontanna też, walnęliśmy się więc w parku, próbując odespać trudy codziennej nauki. I Mariánské Lázně i Karlovy Vary to uzdrowiska więc jeśli ktoś ma problemy z układem pokarmowym, cukrzycą, wątrobą czy drogami żółciowymi to znajdzie tam coś dla siebie.
Prachovské skály- część tzw Czeskiego Raju, miejsce idealne dla tych, którzy lubią się trochę zmęczyć. Jest i pięknie i miejscami trochę przerażająco- ścieżka 40cm między dwoma 10 metrowymi skałami to nie miejsce dla klaustrofobików. Są tam 3 trasy o różnym stopniu trudności więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Spodziewajcie się dalszego ciągu. Kiedyś tam jak mi się zbierze na pisanie.