czwartek, 21 marca 2013

301

Minął miesiąc, miesiąc bardzo intensywny i obfitujący w wiele nowości. Imają się mnie różne głupie pomysły, bo - jak mawia Anna - Czechy mają na mnie zły wpływ, imają się mnie wypadki, w związku z czym wczoraj kilka godzin spędziłam mocząc poparzoną rękę w zimnej wodzie, otoczona 4 wyśmiewającymi mnie kolegami, a dziś zostałam zabandażowana i właściwie pozbawiona jednej ręki. Zmienił mi się rozkład dnia, uczę się gotować, uczę się dzielić z kimś przestrzenią życiową, a w międzyczasie próbuję nie utonąć w kserówkach, które sama uzupełniam i tych, które przygotowuję dla swoich studentów, wobec których żywię stosunek niemal matczyny. Choć w dużej części są oni starsi ode mnie. Staram się być zen, mniej się denerwować, nie rzucać mięsem. Podczas wyprowadzki pozbyłam się ogromnej ilości rzeczy, zachowując ilość niezbędną do życia i łączenia rzeczy (oprócz skarpetek, skarpetek nigdy za wiele). Codziennie pokonuję na pieszo 12 pięter łudząc się, że walczę tym samym z celulitem, a po wdrapaniu się mam taki widok z okna, że lepszy trudno sobie wymarzyć. Zwłaszcza, że w Czechach jest już wiosna!

oto i dokumentacja głupiego spontanicznego pomysłu, czyli sąsiad miał maszynkę i nastąpiło zbiorowe międzynarodowe strzyżenie.

widok mam mniej-więcej taki (choć to zdjęcie robione w lato i na 10 a nie 12 piętrze:))